Robert Kubica udzielił obszernego wywiadu magazynowi Autosprint, w którym mówił o rajdach, wyścigach długodystansowych i absurdzie wyścigów.

Autosprint to włoski portal, a zatem nie mogło zabraknąć pytania o jazdę Roberta dla Ferrari. Kubica przyznaje, że miał kilka konkurencyjnych ofert z hypercarów, ale ostatecznie zdecydował się na Ferrari i wpływ na to miał „czynnik ludzki”.

„Jedną z rzeczy, z którymi najtrudniej było mi się pogodzić po moim wypadku było to, że nigdy nie jeździłem w Ferrari w Formule 1. Przed wypadkiem podpisałem z Ferrari kontrakt na bycie ich kierowcą od sezonu 2012” – powiedział Robert.

„Nie decydował jednak tylko czynnik ludzki. Nie podpisałbym umowy z AF Corse, gdybym nie był przekonany o potencjalne tego projektu. Nie oznacza to, że nie mamy mnóstwo pracy do wykonania. Jak zawsze przed nami duże wyzwania” – dodał zawodnik AF Corse.

Sporo było w tej rozmowie wspomnień z Formuły 1, które już znamy – o pierwszych wyścigach kartingowych, zawodach międzynarodowych, ściganiu we Włoszech, ale również pierwszym rajdzie WRC. Zawodnik dobrze wspomina rajdy również ze względu na kibiców.

 

„Znacznie trudniej spotkać przypadkową osobę na odcinku rajdowym. Znacznie łatwiej trafić na nią na przykład na wyścigu Formuły E. Prawda jest taka, że entuzjasta rajdów musi się sporo namęczyć żeby obejrzeć rajdówki. Dziś styl życia się zmienił i chcemy wszystko natychmiast. Rajdy stały się trudne do sprzedania. Nie mówię jednocześnie, że kibice na torach są tam z przypadku – stwierdza Kubica.

„W Formule 1 jednak jeszcze 20 lat temu 10 minut przed kwalifikacjami w padoku nie było kibiców. Obecnie przypomina on Piazza Duomo w Mediolanie, pełne ludzi chodzących i robiących zdjęcia by pokazać gdzie są. Jednocześnie mało ich interesuje to, co dzieje się na torze” – kontynuuje Polak.

„Rajdy są inne. Trwają 3 dni. A w F1 są tacy, którzy skarżą się, że wyścig trwa półtorej godziny i że się nudzą. A rajdy jednego dnia są podzielone na 12 OS-ów. Mam nadzieję, że rajdy przetrwają ponieważ są zupełnie inną, wyjątkową dyscypliną motorsportu” – podkreśla Kubica.

Kierowca jako jedno z najmilszych swoich wspomnień wymienia też powrót do Formuły 1.

„Moim celem nie było wrócić do F1 za wszelką cenę ale aby rywalizować na najwyższym szczeblu motorsportu na konkurencyjnym poziomie. Oczywiście niektórzy mogą myśleć, że nie byłem konkurencyjny, ale rok później wystarczył jeden dzień testów w Barcelonie z Alfą żeby pokazać, że byłem. Wiele osób w zespole było zaskoczonych” – powiedział Robert.

 

„Wiem, że gdybym miał samochód – nie taki z potencjałem na pierwszy rząd, ale choćby Alfę Romeo z sezonu 2020, spędziłbym pewnie znacznie więcej lat w Formule 1 i wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale takie jest życie i z ludzkiego punktu widzenia, to była piękna podróż” – dodaje Kubica.

Robert został zapytany o wypowiedź Kevina Magnussena, który gdy przeszedł z F1 do IMSA, odkrył w wyścigach coś zupełnie innego.

„Kiedy Magnussen jeździł w IMSA, samochody były inne. DPI były znacznie mocniejsze niż LMP2 z tamtym układem aerodynamicznym. Hypercary z drugiej strony to inna kategoria, stworzona na postawie kompleksowych regulacji, które wymagają innego podejścia silnikowego. W LMP2 natomiast, na których oparte były DPI, jest proście co sprawia, że czujesz się jak w kategoriach juniorskich. Z inżynieryjnego punktu widzenia, Hypercar jest bliższy Formule 1, choć jest cięższy” – wyjaśnia Kubica.

„Moją pracą jest wyciskanie jak najwięcej z dostępnego pakietu. Do niektórych aut adaptujesz się lepiej, do innych gorzej. Muszę być szczery – pomimo dużej wagi, od razu polubiłem 499P. Myślę, że są w nim bardzo dobre rzeczy, dzięki którym od razu miałem dobry feeling. To ważne ponieważ od razu możesz przystąpić do pracy, nie musisz dostosowywać swojego stylu jazdy. Każdy sportowiec spisuje się lepiej, jeżeli może robić coś w sposób dla niego naturalny zamiast zmuszać się do zmian” – dodał Robert.

Bardzo ciekawe były wypowiedzi zawodnika dotyczące opon w Formule 1, które są zupełnie inne niż dawniej.

 

„Najnowsza generacja kierowców jest wyszkolona na symulatorach i ogólnie jest zaznajomiona z technologią, która w ostatnich 20 latach poszła mocno do przodu. Przygotowania są łatwiejsze, ale jednocześnie jest duży minus tej sytuacji. Ci kierowcy nigdy nie używali prawdziwych opon. Jeżeli pójdziesz do kategorii zdominowanej przez opony, będzie to ważną kwestią. Opony nie sprawią, że będziesz jechał szybciej, ale mogą cię znacznie spowolnić” – mówi Kubica.

„Niestety, by dojechać pierwszym, czasem lepiej jest pojechać wolniej. Myślę, że to największa różnica w porównaniu z motorsportem 20 lat temu. Samochody stały się znacząco cięższe ze względu na bezpieczeństwo i systemy hybrydowe. Wszytko to ma wpływ na opony, które cierpią najbardziej. Trzeba zatem jechać wolniej by mniej obciążać opony. W innym przypadku się poddadzą. To zupełnie inne podejście do motorsportu” – dodaje.

Przy tej okazji Kubica zwrócił uwagę na bardzo ważną rzecz – bezpieczeństwo, dla którego robi się tak dużo, ale przegrywa ono z ekologią.

„Absurdem dla mnie jest, że w takiej kategorii jak hypercary, w której samochody ważą około 1100 kg z paliwem i wszystkim, mamy tylko jedną oponę na deszcz. Czy kropi czy leje jest tylko jedna mieszanka. To nie poprawia bezpieczeństwa, wręcz przeciwnie. Jest też kwestia koców grzewczych. Ścigamy się na oponach, które zostały zaprojektowane do tak, że trzeba je podgrzać przed jazdą. Brałem kiedyś udział w testach przed Monte Carlo na oponach na suchą nawierzchnię, a na drodze były śnieg i lód. I miałem więcej kontroli niż na okrążeniu wyjazdowym w hypercarach. To z pewnością nie jest bezpieczeństwo” – stwierdził Robert.

„FIA położyła ogromny nacisk na bezpieczeństwo w ostatnich 30 latach – jeżeli chodzi o samochody i tory. Ale dokonując zmian proekologicznych, nie pomyślano czy auta nie rozbiją się przez zimne opony. To będzie kosztowało znacznie więcej – pieniędzy i środowisko bo części trzeba będzie przewieźć samolotem, naprawiać. Podczas testów jeździmy w trakcie jednego dnia około 20 okrążeń więcej tylko po to, by dogrzać opony. Zabronienie koców grzewczych brzmi dobrze, ale tak naprawdę nie jest przyjazne środowisku” – kontynuuje.

 

Zwraca on uwagę na doświadczenia z WEC w tym kontekście.

„Nie ja o tym decyduję, ale jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, nie idziemy w dobrym kierunku. Boję się, że dopóki nie zdarzy się coś groźnego, nie zostanie to zrozumiane. A ostrzeżenia już były bo widzieliśmy kierowców, którzy rozbijali się przy 50 km/h” – mówi Robert.

„W ubiegłym roku ścigałem się na Spa bez koców grzewczych. Goodyear miało wtedy szczęście bo wszystko poszło dobre. W Hypercarach jednak w takich warunkach człowiek staje się pasażerem. Jeżeli nie masz kontroli to kierownica w ręku nic nie znaczy, talent się nie liczy. Podczas Rajdu Monte Carlos wygrywałem OS-y jadąc po lodzie na slickach. I to przeciwko Loebowi i innym wielkim tego sportu. Miałem małą przyczepność, ale nadal kontrolę” – dodaje.

Robert dostał też pytanie, co jest ważniejsze w motorsporcie – doświadczenie czy talent.

„W 2005 roku miałem pierwszy test z Renault – bez jakichkolwiek jazd w symulatorze. Dziś jednak kiedy młody kierowca zalicza swój pierwszy test w Formule 1, to jeździł już tym autem w symulatorze i pewnie ma 30 dni doświadczenia w symulatorze czy nawet sekretne prywatne testy, o których nikt nie wiedział. Kolejna różnica to to, że gdy wysiada z auta, ma dostęp do onboardów, danych itp. Ja nie miałem tego w 2005 i 2006 roku” – powiedział.

 

„Nawet gdy jeździłem w rajdach każdy kierowca trzymał swoje onboardy dla siebie by nie dawać przewagi rywalom. To kwestia zbierania doświadczenia. Dziś każdy może od razu mieć dostęp do nagrań. Tak czy inaczej, wypracowanie tych końcowych 2 dziesiątych sekundy jest zawsze bardzo trudne i talent może nie wystarczyć” – dodał.

Jakie cele ma na dalsze lata Kubica?

„Chcę wracać do domu szczęśliwy z poczuciem, że wykonałem dobrą robotę. Zawsze mówię, że trzeba skupiać się nad tym, na co ma się wpływ. Ostateczny rezultat nigdy nie zależy tylko od ciebie, ty musisz zmaksymalizować swoje szanse. W przeszłości w Formule 1 zdarzało mi się opuszczać tor wkurzonym po zdobyciu podium lub zadowolonym po ósmym miejscu. Wiedziałem bowiem, że osiągnąłem maksimum” – mówi.

Na koniec poruszona została sprawa niedokończonych spraw z 24h Le Mans. Czy Robert czuje, że ma takie?

„Jeżeli spojrzymy na rok 2021 to tak, ale jeździłem tam 3 lata. I jeżeli miałbym rozsyłać CV z moimi dokonaniami w wyścigach endurance to napisałbym tam, że w trakcie 3 edycji z rzędu moje auto na ostatnim okrążeniu było co najgorzej drugie w stawce 25 samochodów, spośród których 10-12 mogło z łatwością walczyć o zwycięstwo. Myślę, że to byłby dobry wpis” – mówi.

„O tym nigdzie się nie napisze, ale jestem z tego dumny, to coś, co ze mną zostanie. Le Mans jest skomplikowane, to trudne i wielkie wyzwanie, ale przez niemal 72 godziny ścigałem się o czołowe miejsca. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miał jeszcze okazję do walki o zwycięstwo bo Le Mans jest dla mnie naprawdę ważne” – dodaje Kubica.

Źródło: formulapassion.it
fot. DPPI – WEC